Co tydzień, w niedzielę na obiedzie spotyka się u moich dziadków cała rodzina. Choćby się paliło i waliło niedzielne spotkanie rodzinne musi się odbyć, bo jest najważniejszym wydarzeniem towarzyskim w ciągu całego tygodnia. Dobrze, że dziadkowie mają ogromny salon z dużym stołem, bo inaczej niektórzy musieliby jeść na kolanach lub posiłkować się jakimiś doraźnymi metodami spożywania obiadu.
W obiedzie uczestniczy zazwyczaj około 15 osób. Czasem zdarza się, że kogoś braknie, jednak są to sytuacje wyjątkowe, które nie mają miejsca zbyt często. Obiad u babci to świętość – świętość nawet większa niż niedzielna wizyta w Kościele.
Obserwując osoby zgromadzone przy niedzielnym obiedzie zauważyć można, że mimo wielkich rozbieżności w wykształceniu, charakterach i wieku poszczególnych członków rodziny, nasza familia jest wyjątkowo zgranym zespołem osób, który uwielbia przebywać w swoim towarzystwie. Przy stole toczone są ciągłe dysputy i przekomarzania, który każdy traktuje jak najlepszą rozrywkę. Szczególnie podobają mi się zażarte dyskusje prowadzone przez mojego ojca i wujka Tobiasza, który pracuje jako kierownik ds. transportu Tarnów. Obaj mężczyźni związani są z branżą transportową i co chwila coś w niej komentują lub próbują coś sobie udowodnić. Czasem zdarza im się nawet pokłócić, jak to między braćmi bywa, jednak już po chwili z powrotem ze sobą rozmawiają. Nasza rodzina nie potrafi się długo gniewać i to pewnie jest tajemnicą naszej zażyłości. To i babcine niedzielne obiady.